Wszystko się zaciera, wszystko przemija, prócz wspomnień

"Nazywam się Violette Toussaint. Byłam dróżniczką, a teraz jestem dozorczynią na cmentarzu. Delektuję się życiem, piję je małymi łyczkami niczym herbatę jaśminową z miodem. A gdy nadchodzi wieczór, kiedy cmentarne bramy są zamknięte, a klucz wisi w moim mieszkaniu na drzwiach do łazienki, jestem w raju."
 
Tak się zaczyna jedna z najpiękniejszych powieści, jaką kiedykolwiek czytałam. Mądra, wzruszająca, cudownie napisana opowieść o życiu we wszystkich jego odsłonach. Ból, cierpienie, śmierć, smutek przeplata się tutaj z pięknem, dobrocią, miłością i przyjaźnią. To przejmująca, wspaniała powieść. Brak mi słów, by opisać emocje, jakie we mnie wywołała. Wiem, że będę do niej wracać, nie jeden raz. Są takie książki, których się nie zapomina. "Życie Violette" autorstwa Valerie Perrin to jedna z moich najwspanialszych lektur. Myślę, że trudno będzie ją przebić w najbliższym czasie. Ta książka poruszyła mnie do głębi, to "oda do życia we wszystkich jego odcieniach i do radości z małych rzeczy." 
 
"Chcę być sama. Jak każdego wieczoru. Do nikogo nie mówić. Czytać, słuchać radia, wziąć kąpiel. Zamknąć okiennice. Narzucić na siebie kimono z różowego jedwabiu. Po prostu poczuć się dobrze. Po zamknięciu cmentarnej bramy mam czas dla siebie. Mam go na wyłączność. To luksus być właścicielem swojego czasu. Sądzę, że to jeden z największych luksusów, jakie człowiek może sobie zafundować."
 
Violette Toussaint jest dozorczynią cmentarza w Brancion-en-Chalon, małym burgundzkim miasteczku we Francji. Otwiera i zamyka bramy cmentarza, dogląda grobów, sadzi kwiaty, jest obecna przy pogrzebach, spisuje mowy pożegnalne i zachowuje pamięć o tych, którzy odeszli. Nikt nie zna jej wieku, nikt nie pyta ją o przeszłość. Jest cichą obecnością dla tych, którzy potrzebują wsparcia. Na co dzień obcuje ze śmiercią i stratą. 
 
"To w moim skromnym domu i na cmentarnych alejkach rodziny wylewają potoki słów. Po przyjeździe, przed wyjazdem, czasem i wtedy, i wtedy. Trochę tak jak zmarli. Oni - to ich milczenie, tablice nagrobne, wizyty, kwiaty, fotografie, sposób, w jaki zachowują się odwiedzający przed ich grobami - opowiadają mi różne rzeczy ze swego dawnego życia. Z czasów, kiedy żyli. Kiedy się ruszali."
 
Ale jaką tajemnicę skrywa ona sama? Co wiemy o Violette?

Na co dzień za jedynych towarzyszy ma trzech grabarzy, Nono, Gastona i Elvisa oraz trzech właścicieli zakładu pogrzebowego - braci Lucchinich. Od czasu do czasu zagląda do niej miejscowy ksiądz - Cedric Duras, z którym jada kolacje i dyskutuje o bieżących sprawach życia codziennego.  Po cmentarzu kręcą się też bezdomne koty, które Violette dokarmia i leczy. Jedyna książka, jaką czytuje, wciąż na nowo to „Regulamin tłoczni win” Johna Irvinga. Wakacje spędza nad morzem w Marsylii. Ma jedną, jedyną przyjaciółkę - Celię. Wiemy, że przed wielu laty jej mąż - Philippe Tousaint zaginą bez wieści. Odjechał na przejażdżkę motorem i nie wrócił. Taki obraz składa się nam na codzienne życie Violette. Życie skromne, poukładane, ciche i bezpieczne. 

Pewnego dnia, wczesnym rankiem, przed jej drzwiami staje Julien Seul. Tego ranka wszystko się zmienia. Violette wraca wspomnieniami do przeszłości. A my razem z nią. Z zapartym tchem słuchamy jej historii, pełnej bólu i rozpaczy. Ta opowieść nas porywa. Czekamy na ciąg dalszy. Razem z główną bohaterką, przeżywamy, wciąż na nowo, jej cierpienie. Razem z nią szukamy małego przebłysku światła, w tym mroku, który nas zalewa. I pomału krok, po kroku docieramy do finału tej historii. 
 
"Nie pamiętam podróży. Byłam otumaniona, na lekach. Nie spałam, nie byłam też przytomna. Znajdowałam się jakby w gęstej mgle, w dziwnym stanie permanentnego koszmaru, kiedy wszystkie zmysły są znieczulone, wszystko z wyjątkiem bólu jest przytłumione. Jak w przypadku ludzi, których unieruchamia na czas operacji, ale którzy czują każdy z gestów chirurga. Smutek rozgniatał mi kości. Oddychanie sprawiało mi ból."

Ta magiczna powieść jest pełna emocji. Ma wielowątkową, rozbudowaną fabułę. W tle poznajemy historię niespełnionej miłości Irene Fayolle i Gabriela Prudenta. Przeszłość miesza się z teraźniejszością. Losy ludzkie się przeplatają. To opowieść o ulotności chwili, pięknie życia, pomimo cierpienia, o celebrowaniu każdego dnia i cudzie istnienia. Wspaniała książka!

"Im większe nieszczęście, tym większą zasługą jest żyć."
 
Polecam również tej autorki, książkę "Cudowne lata" 
 

Komentarze