Demon i mroczna toń

Stuart Turton wszedł z przytupem na literackie salony za sprawą swojej debiutanckiej powieści pt.  "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle".   Autor stworzył tam genialną konstrukcję, która pochłania czytelnika bez reszty. Ten sukces spowodował, że z jego kolejną powieścią zatytuowaną "Demon i mroczna toń", wiązałam duże nadzieje. I już na początku muszę przyznać, że nie zawiodłam się. Mamy tu siły nadprzyrodzone, mroczną zagadkę do rozwikłania i sporą grupę osób podejrzanych w tej sprawie. Autor prowadzi z nami swoistą grę, kiedy już mamy wrażenie, że przybliżamy się do prawdy, odkrywa przed nami kolejne karty. 
 
Akcja powieści toczy się na morzu. Mamy rok 1624. Z portu w Batawii wyrusza statek o nazwie Saardama. Płynie do Amsterdamu, a na jego pokładzie znajduje się sam gubernator z żoną i córką oraz słynny detektyw Samuel Pipps, który musi zostać dowieziony na własny proces. Towarzyszem Samuela Pippsa jest Arent Hayes, ochroniarz i wierny przyjaciel detektywa. Już od pierwszych stron czujemy napięcie i niepokój. Niezwykłe zdarzenie, które ma miejsce przed rozpoczęciem rejsu mówi o tym , że nad statkiem ciąży klątwa. Jakie tajemnice skrywają pasażerowie? Czy statek jest przeklęty? Co znajduje się w ładowni? Pytania mnożą się z każdą kolejną przeczytaną stroną.
 
Powieść Stuarta Turtona to po trochu powieść historyczna i kryminał z elementami fantastyki. Widać tu ogromny kunszt literacki autora. Dużym atutem tej powieści są silne postaci kobiece oraz świetnie skonstruowana intryga. Chociaż tematyka morskiej żeglugi nie jest moim ulubionym motywem przewodnim powieści, w tym przypadku gorąco polecam. Sam Stuart Turton tak mówi o swojej inspiracji do napisania tej powieści:
 
 "Inspiracja pojawiła się podczas podróży do Australii, gdzie wybrałem się z plecakiem, mając 23 lata. Spóźniłem się na samolot powrotny (a właściwie nawet się nie spóźniłem, pojechałem na niewłaściwe lotnisko w niewłaściwym mieście – idiota ze mnie). Na szczęście linie lotnicze umieściły mnie na liście oczekujących, zabijałem więc czas w Perth i tak zawędrowałem do Muzeum Morskiego. Mają tam ekspozycję dotyczącą rozbicia Batavii w 1628 roku. To była okrutna historia. Kiedy statek się rozbił, kapitan wsiadł na tratwę, by poszukać pomocy, a pod jego nieobecność główny kupiec wymordował większość pasażerów i załogi, stając się tym samym jednym z pierwszych historycznie udokumentowanych socjopatów. Pewien żołnierz zdołał podburzyć ocalałych, by ruszyli do walki, ale wielu z nich zginęło. To straszna opowieść, ale zawiera w sobie wiele zarówno bohaterstwa, jak i zła, więc zapadła mi w pamięć. Kiedy zasiadłem do pisania swojej drugiej książki, stwierdziłem, że to świetny punkt wyjścia."   
 
Cały wywiad dostępny jest na stronie Booklips.

Komentarze