Siedem śmierci Evelyn Hardcastle

"Między kolejnymi krokami zapominam wszystko. - Anno! - krzyczę i zaskoczony zamykam usta. W głowie mam pustkę. Nie wiem kim jest Anna ani po co ją wołam. Nie wiem nawet, jak się tu znalazłem. Stoję w lesie, osłaniając oczy przed drobnym deszczem. Serce mi łomocze, nogi dygoczą i cuchnę potem. Pewnie biegłem, ale nie pamiętam dlaczego"

Zdarza mi się kupić książkę, kiedy to po przeczytaniu kilku zdań początek mnie zainteresuje. Tak też się stało w tym przypadku. Od pierwszych stron powieść Stuarta Turtona "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" okazała się niesamowicie hipnotyzująca. Autor stworzył genialną konstrukcję, która pochłania czytelnika bez reszty. Głównym bohaterem jest Aiden Bishop. To jego poznajemy w pierwszych wersach książki. Stoi w deszczu, pośrodku lasu, woła Annę, ale nie wie kim jest ona i kim jest on sam. Krok po kroku szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania, a nie będzie to łatwe zadanie. 

Mamy tu do czynienia z pętlą czasową. Każdego dnia bowiem nasz bohater budzi się w ciele kolejnego z gości i ma do rozwikłania tę samą zagadkę. Każdego wieczora, o godzinie jedenastej, zostaje zamordowana Evelyn Hardcastle. Wszystko to rozgrywa się w mrocznej posiadłości Blackheadh, która skrywa niejedną tajemnicę. Jeden dzień, jedna zbrodnia odtwarzana z perspektywy różnych osób. Do Blackheadh zjechali goście na bal maskowy, wydany z okazji powrotu ich córki Evelyn z Paryża. Zadaniem naszego bohatera jest znaleźć sprawcę zbrodni. Ma na to osiem dni i osiem różnych wcieleń. 

To historia rodem z serialu "Czarne lustro", zawiera też jasne odniesienia do filmu "Dzień świstaka" oraz do mrocznych intryg z kryminałów Agathy Christie. Ale konstrukcja tej powieści to literacki eksperyment. Stuart Turton w swojej debiutanckiej powieści wspiął się na wyżyny literackiego kunsztu. Uknuł mroczną intrygę, stworzył tajemniczy, klaustrofobiczny klimat. Rzucił czytelnikom zagadkę, niemalże niemożliwą do rozwiązania. To wyjątkowa intelektualna rozrywka dla wymagającego czytelnika. Gorąco polecam!

Komentarze